piątek, 14 września 2012

Kolejny Paryż :D


Dzięki zeszłemu tygodniowi, udało m i się nadrobić czas stracony dwa tygodnie temu i wrócić do swojego stałego rytmu.W piątek załadowałem auto i mogłem ruszyć jak zwykle w niedzielę wieczorem. O 21.30 spotkałem się na bazie z kumplem Giovannim. Zazwyczaj razem ruszamy. Zakaz dla ciężarówek obowiązuje do północy, ale auta wyjeżdżające z Italii mogą ruszyć 2h wcześniej z czego ochoczo korzystamy. Tym bardziej, że w tym tygodniu pierwszy rozładunek miałem do zrobienia za Dijon. Żeby trasa poszła jak należy musiałem to rozładować jeszcze w poniedziałek. Inaczej byłbym cały dzień w plecy. W sumie dobrze wszystko "żarło", a i tak z czasem byłem na styk. Do klienta dojechałem w poniedziałek dokładnie o 17:27 pewny, że każą mi wrócić rano.Na szczęście są jeszcze na tym świecie ludzie, którzy mają ochotę do pracy. Magazynier, pomimo, że w momencie, kiedy tam wjechałem już był przebrany i zamykał interes, to zgodził się mnie rozładować. Było tylko 6 palet, także zajęło mu to 10 minut z podbiciem papierów. Kurcze. Żeby wszystkim chciało się tak pracować...No nic. Podbudowany tą sytuacją zadowolony ruszyłem w stronę Paryża. Tego samego wieczora stanąłem na bramkach na A5. W sumie mogłem pojechać na "dziesiątkę" i przeskoczyć na drugą stronę Paryża, ale po co? Na tym parkingu jest bezpiecznie i spokojnie, a wyjeżdżając rano o 6 i tak powinienem objechać wszystko bez problemu. Tak też zrobiłem. O 7:20 byłem już pod bramą u klienta, także miałem czas w spokoju wypić kawkę i zarzucić jakieś śniadanko. Kolejne zrzuty poszły bez większych utrudnień, choć bez korków się nie obyło. No ale być w Paryżu i nie postać w korku to tak jakoś nie normalnie by było ;)
Dojeżdżając do ostatniego punktu, zadzwoniłem do szeryfa, co by zdać mu szybki raport. Dzięki temu, jeszcze nie skończyłem rozładowywać, a już miałem na telefonie sms-a z załadunkiem. To samo miejsce, które ładowałem tydzień temu i w to samo miejsce mam to zawieźć. Załadunek zajął mi dokładnie 23 minuty! I to ręcznym paleciakiem :D
Całość 9900kg, także auto sobie odpocznie. Miałem do dyspozycji jeszcze 5h jazdy, więc niezwłocznie ruszyłem w drogę  powrotną. Żarło aż za dobrze. Kto to widział, żeby we wtorek wieczorem być już w Beaune? Na dobrą sprawę mógłbym to rozładować jeszcze w środę, ale nie ma co się zbytnio śpieszyć. Po ewentualnym rozładunku i tak nie będę miał już czasu jazdy na dojechanie do domu, więc lepiej jechać sobie tempem spacerowym. W środę wieczorkiem stanę sobie gdzieś w okolicy rozładunku i trasę zamknę w czwartek rano.
Jak wymyśliłem, tak zrobiłem. W czwartek o 8 zameldowałem się na rozładunku. Przede mną tylko 1 ciężarówka, więc spoko... Ha. Tak mi się tylko wydawało. Logistyka okazała się takową tylko z nazwy. Bo co można innego powiedzieć o firmie, w której do rozładunku 5 ciężarówek (zaraz za mną dojechały kolejne 3) wysyła się jednego pracownika, a 10 innych szwęda się po magazynie i nie ma co ze sobą zrobić. Pozostawię tą sytuację bez dalszych komentarzy, bo słowa które mi przychodzą na myśl, nie za bardzo nadają się do publikacji. Tak, czy siak, jako drugi do rozładunku, wyjechałem stamtąd o 11. W międzyczasie szeryf się postarał i znalazł mi najpierw 2 załadunki, a potem dokoptował jeszcze jeden.
Pojechałem więc do Modeny na pierwszy załadunek. 11 palet octu winnego. 10 T na samym przodzie naczepy. Nie za bardzo mi się to podobało, ale co zrobić? Z moich obliczeń wyszło, że będę załadowany na full, więc nie mogłem nic wykombinować.
Z Modeny udałem się z powrotem do Rolo (tam się rozładowałem), żeby załadować kolejne 11 palet, tym razem śrub. Paltey bardzo niskie, ale musiałem je załadować podwójnie, czyli jedna na drugiej. W ten sposób miałęm załadowane pół naczepy i 16 T !!!
Czas na ostatni załadunek. 16 palet jakichś wyrobów stalowych w skrzyniach. Kolejne 12 T z hakiem. Dobiłem prawie do 29 T !!! W DMC zmieściłem się w normie, gdyż we Włoszech jest 44 T, ale gdyby komuś przyszło do głowy poważyć osie, to na bank tylna oś konia była "przewalona" . Strasznie musiałem uważać na zakrętach bo naczepa dość mocno się wyginała. Jakby jej zależało, żeby się wywalić ;)
No nic. Dojechałem do Verony, zrzuciłem wszystko w dwóch miejscach. Udało się i to, choć zaplanowałem sobie rozładunki na piątek rano. Cóż. Skoro miałem na to czas, to grzechem byłoby z tego nie skorzystać. W ten o to sposób w czwartek wieczorem byłem na bazie "podwójnie rozładowany" i z super nowiną na piątek. Mój spedytor dał mi załadunek całego auta w jednym miejscu. Żyć, nie umierać.
Rano pojechałem do Pastrengo (koło Verony) i załadowałem 33 palety na północ Francji. O 10 byłem gotowy na nowe kółko.
Po południu, pojechałem na bazę trochę popieścić auto, ale okazało się, że  dzień wcześniej chłopaki pomylili się ładująć jedną naszą solówkę ciuchami i zostało na magazynie 70 szt. bluzek, sweterków itp. Z racji tego, ze towar ma być w sobotę już na sklepach, szef rad, nie rad wrzucił to do swojego auta i spytał, czy bym nie skoczył z tym pod Piacenzę. Czemu nie? Na rozładunek osobówką jeszcze nie jechałem, więc mogę śmiało powiedzieć, że zdobyłem nowe doświadczenie. HAHAHA


A ha. Dzisiaj o 5:30 rano szeryf został po raz pierwszy dziadkiem, więc mimo piątkowej nerwicy (co tydzień to samo) było całkiem sympatycznie. Dawno go takiego szczęśliwego nie widziałem.


Dzisiaj, korzystając z wolnej soboty postanowiłem troszkę upiększyć mojego horse'a :D

2 komentarze: