Kolejna trasa zaczęła się jak zwykle w niedzielę wieczorem. Cała droga do Paryża przebiegła bez najmniejszych problemów, tak samo jak i rozładunki. We wtorek o 14:30 byłem już rozładowany w Mitry-Mory, w pobliżu portu lotniczego Charles de Gaulle. Zadzwoniłem jak zwykle do bossa, ale tu, o dziwo, zamiast dać mi załadunek na powrót, usłyszałem, że nic nie ma. W związku z tym, pojechałem do Le Thillay, do firmy, z którą od lat współpracujemy. To w sumie rzut beretem od ostatniego rozładunku, a miejsce znajome i bezpieczne. Dodatkowo i prysznic jest na miejscu i kumple, którzy są w okolicy również tam zjeżdżają, więc przynajmniej nie jest nudno.

Ostatnimi czasy dzięki właśnie takim sytuacjom zaczynam się poważnie zastanawiać nad przyszłością. Wszędzie tylko o kryzysie się mówi. Wcześniej się tylko mówiło, a teraz zaczynamy to odczuwać na własnej skórze. Coraz mniej ładunków za coraz niższe stawki.
Od razu przypomina mi się sytuacja mojego serdecznego kolegi z Rovigo, Matteo. Firma, w której pracował zbankrutowała. Matteo przez ponad rok szukał pracy i nic nie znalazł. Oczywiście można znaleźć, ale albo pracodawcy oferują kontrakt na Słowacji, lub w Rumunii, albo na krajówce, na chłodni i jazda niemalże 24/24h... W końcu nie widząc rozsądniejszego wyjścia zrobił licencję i wziął w leasing swojego konia z naczepą.
Z boku wygląda to pięknie. Śliczne, nowe 500 konne Volvo z nową naczepą. Pomyśleć by można, że w sumie ta utrata pracy na dobre mu wyszła. Niestety są to tylko pozory.

Zawsze marzyło mi się, że kupić swoje auto, ale właśnie rozmowy z moim szefem i m.in. z Matteo skutecznie mi ten pomysł wybiły z głowy.
Wracając jednak do kryzysu. Ile jeszcze potrwa? Czy może w ogóle nie minie? Może to już jest nasza nowa rzeczywistość? A może Unia się rozpadnie? A jeśli nic się nie zmieni, ile jeszcze moja firma wytrzyma? Trudno o optymizm, kiedy dookoła widzi się tylko upadające firmy, a nowych w ich miejsce nie ma. Każda miejscowość straszy pustymi halami. Wszędzie magazyny do wynajęcia, do sprzedania...
Pamiętam dokładnie rok temu politycy się wypowiadali, że ten rok będzie przełomowy i od tego roku zacznie się "ruszać" ekonomia. Tymczasem 2012 ma się ku końcowi. Niestety tylko rok, bo z tego, co widzę kryzys trwa i ma się całkiem dobrze.
Witam.Zgadzam się całkowicie z tobą jeżeli chodzo o utrzymanie swojego zestawu, że to wcale tak kolorowo nie wygląda. Również z tym, że krysys trzyma. Jednak w niemczech jest dużo jazdy i pracy, ale fakt że firmy jeżdżą za coraz mniejsze stawki. Rozmawiałem z moim szefem jak to wyglądało kilka lat temu i jak wygląda teraz. Co będzie dalej ? Zobaczymy. Ja jednak patrzę optymistycznie w przód. Mam nadzieję, że moja firma przetrwa ten cienki okres, bo dobrze mi się tutaj pracuje. Również Tobie tego życzę. Życzę powodzenie - Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńwiesz. Kilka lat temu w transporcie mebli (bo w tym się specjalizowała moja firma) w cenie kursu miałeś od razu zapłacone za powrót. Także jak po drodze do domu coś złapałeś na boku, to wszystko była extra kasa. Teraz to się skończyło. Raz, że przemysł meblarski w Italii padł na pysk, to jeszcze płacą głodowe stawki. Zresztą sami przewoźnicy ich tego nauczyli...
UsuńMyślę, że to dobry temat nie na posta, ale na dobrą pracę doktorską:
"Geniusz" europejskich przewoźników, czyli jak obniżać ceny frachtów przy rosnących cenach paliw, opłat drogowych i podatków...
Również mam nadzieję, że uda się mojej firmie przetrwać, czegó życzę i Tobie i całej reszcie truckerów.
Pozdrawiam